Zakończył się Tydzień Modlitw o Powołania, już kolejny – a powołań jak nie było, tak nie ma.
Tych z Dukli też nie.
Mogłoby się wydawać, że dwa miesiące niedostępności sakramentów wielu osobom zwróci uwagę na konieczność wychowania nowego pokolenia szafarzy – nic bardziej mylnego.
Z mediów społecznościowych sączy się nienawiść, bo jeśli proboszcz stosuje się do wytycznych związanych z epidemią, to nie wychodzi naprzeciw prawu wiernych do kultu, a jeśli się nie stosuje – to jest nieodpowiedzialny i niekompetentny.
Niektórzy nawet mogą myśleć – skoro zbawienie, jak teraz zewsząd słychać, zależy od mojej osobistej relacji z Chrystusem, skoro Komunię świętą zastępuje Komunia duchowa, a sakrament pojednania – wzbudzenie żalu doskonałego, to po co nam te darmozjady w czarnych uniformach.
Przewrotnie mogą zabrzmieć w tym kontekście słowa dzisiejszego II czytania: Wy jesteście wybranym plemieniem, królewskim kapłaństwem (1 P 2,9)… Kapłanami bowiem przez chrzest w istocie jesteśmy wszyscy. Czy zatem moglibyśmy ustanowić własną mocą spośród nas jakiegoś kapłana?
Kard. Joseph Ratzinger w 1983 r. na polecenie św. Jana Pawła II pisał o takim pomyśle, obecnym już w wielu miejscach na świecie: [Niektórzy uważają, że] każda wspólnota, o ile jest to konieczne, gdyby przez dłuższy czas była pozbawiona Eucharystii, (…) miałaby prawo wyznaczyć własnego przedstawiciela i przewodnika oraz przyznać mu wszystkie konieczne władze dla przewodniczenia wspólnocie, łącznie z władzą przewodniczenia i konsekracji Eucharystii. Uważa się, że w podobnych okolicznościach sam Bóg nie odrzuciłby przyznania, także bez sakramentu, władzy, która w normalnych warunkach jest udzielana za pośrednictwem Święceń sakramentalnych (Sacerdotium ministeriale, II, 3).
O ileż byłoby prościej!
Gdybyśmy mieli władzę usuwania biskupów i kapłanów, którzy nie są po naszej myśli, a rządcę diecezji czy parafii wybierali w demokratycznych wyborach (nie wchodząc w polityczną obecnie dyskusję, jaką formę miałyby mieć te wybory).
A ostatecznie – po co nam ksiądz.
Sami przecież potrafimy czytać Biblię.
Znamy przecież formuły liturgiczne, z mszału każdy modlitwy odczyta, a nawet – po odpowiednim przeszkoleniu – odśpiewa.
Celibat czy posłuszeństwo? Dajmy spokój, przecież wiemy, że sami księża ich nie zachowują.
Ich obowiązki mogą przejąć pedagodzy i teologowie, psycholodzy zajmą miejsce konfesjonałów…
Apostołowie mieli inny pomysł.
Upatrzcież zatem, bracia, siedmiu mężów spośród siebie, cieszących się dobrą sławą, pełnych Ducha i mądrości (Dz 6,3).
Tak wyglądała pierwsza kwalifikacja na święcenia diakonatu. Tak odbyły się pierwsze w historii święcenia po tych, których udzielił sam Chrystus.
Czy wybór był właściwy?
Patrząc po przyszłych losach nowych diakonów – średnio.
Szczepan poniósł wprawdzie męczeństwo za wiarę, a Filip ochrzcił etiopskiego dworzanina. I to by było na tyle z duszpasterskich osiągnięć pierwszych duchownych w historii Kościoła. Co więcej, diakon Mikołaj jest uznawany za twórcę sekty nikolaitów wspominanej w Apokalipsie.
Statystycznie rzecz ujmując, jeden święty, jeden gorliwy, czterech przeciętnych i jeden schizmatyk – brzmi znajomo, bo patrząc na Kościół XXI wieku, proporcje się mniej więcej zgadzają.
A przecież w chwili święceń wszyscy byli pełni Ducha i mądrości, i cieszący się dobrą opinią.
Ewangelia niestety też nas nie rozpieszcza, bo Apostołowie mają propozycję, by do zbawienia dojść bezpośrednio, bez żadnych pośredników. Panie, pokaż nam Ojca, a to nam wystarczy (J 14,8) – prosi Filip.
Wtóruje mu Tomasz, który zauważa, że pomimo trzech lat wspólnie z Nim spędzonych tak naprawdę nadal nie wiedzą, co mają ze sobą zrobić: Panie, nie wiemy, dokąd idziesz. Jak więc możemy znać drogę? (J 14,5)
Te słowa, jakkolwiek dla nas zrozumiałe, stają się szokujące w momencie, gdy uświadomimy sobie, że dzisiejsza Ewangelia jest fragmentem Ostatniej Wieczerzy, czyli Mszy Świętej, w czasie której Apostołowie przyjęli święcenia biskupie.
Chcielibyście mieć takiego kapłana, który zapytany o drogę do Boga, rozłoży ręce i powie: nie wiem?
Chcielibyście chodzić do takiego księdza do spowiedzi, któremu wszystko jedno, co powiecie, bo nie wie, dokąd was poprowadzić?
A zatem, raz jeszcze – to po co nam ten ksiądz?
To pytanie zostało zadane Ojcu Świętemu Franciszkowi przez biskupów na ostatnim synodzie.
Papież odparł: Odpowiedź znajduje się w sakramencie święceń, który upodabnia go do Chrystusa Kapłana (Querida Amazonia, 87).
A co mówi Chrystus-Kapłan? Kto Mnie zobaczył, zobaczył także i Ojca (J 14,9).
I, żeby było jasne, są kapłani, którzy nigdy nikogo nie doprowadzili do Ojca, za to wielu ludzi do siebie.
Młodzi ludzie, którzy ich widzą, nigdy kapłaństwa nie wybiorą – bo dziś, wśród prześladowań, kapłaństwo może wybrać tylko ktoś, kto zobaczył Chrystusa Zmartwychwstałego, a w Nim – Ojca.
W swoich rodzicach, krewnych, przyjaciołach – także.
Jesteście królewskim kapłaństwem i wychowawcami przyszłych kapłanów – jakich sobie wymodlicie, takich będziecie mieć.
O ile tylko zobaczyliście w swoim życiu Ojca. +
ks. Arkadiusz