Marksizm kulturowy i rewolucja cyfrowa – mieszanka wybuchowa, która niszczy cywilizację

– Przez kilkadziesiąt lat rewolucja kulturowa nie mogła rozwijać się w sposób tak zdecydowany jak obecnie. Nie było bowiem instrumentów, które ułatwiałyby i upowszechniały jej globalną promocję. Te narzędzia pojawiły się na dobrą sprawę dopiero w ostatnich trzech, a szczególnie ostatnich dwóch dekadach, za sprawą innej rewolucji, tj. rewolucji cyfrowej. To właśnie technologie cyfrowe spowodowały natychmiastowy, i łatwy dostęp do wszelkiego rodzaju informacji i możliwość nieograniczonego dzielenia się z nimi. Technologie te przyśpieszyły różne formy komunikacji masowej i interpersonalnej, uatrakcyjniając je możliwością szybkiego komentowania pozyskiwanych treści i wyrażania emocji. Umożliwiły także promocję określonych zjawisk i masową indoktrynację ideologiczną – mówi prof. dr hab. Gabriel Łasiński – prakseolog specjalizujący się w komunikacji interpersonalnej i wystąpieniach publicznych, autor książki „Głupota i zaprzaństwo we współczesnym społeczeństwie polskim”.

Szanowny Panie Profesorze, w ostatnim czasie ukazało się wiele książek i publikacji na temat marksizmu kulturowego, trans-humanizmu, rewolucji technologicznej, ideologii LGBT etc. Pan w swojej książce „Głupota i zaprzaństwo” stawia tezę, że wszystkie te kwestie są ze sobą ściśle powiązane. Dlaczego?

Marksizm kulturowy realizowany jest przez kilka uzupełniających się strategii jak relatywizm, poprawność polityczna, gender, transhumanizm, zielony ład, multikulturalizm. Jego promocji znakomicie służą współczesne technologie cyfrowe. W ten sposób otwierają się możliwości dużo szerszego, wręcz skokowego eskalowania rewolucji neo-marksistowskiej, nazywanej także kulturową lub marksizmem kulturowym. To z kolei wpływa istotnie na poszerzanie się zachować mających znamiona głupoty (indywidualnej i społecznej) oraz zaprzaństwa rozumianego jako wypieranie się własnych wartości, religii, rodziny, własnej kultury, narodowych tradycji, narodowej suwerenności czy wręcz skłonności do zdrady.

Sama koncepcja rewolucji kulturowej zrodziła się w latach 20. XX wieku. Jej podstawy,  stworzyli głównie uczniowie Lenina: Węgier – György Lukács i Włoch – Antonio Gramsci. Dalej rozwijana była i wdrażana przez przedstawicieli Instytutu Badań Społecznych przy Uniwersytecie we Frankfurcie, potocznie zwanego szkołą frankfurcką. Podstawą jej była tzw. teoria krytyczna odrzucająca cały dotychczasowy ład społeczny cywilizacji chrześcijańskiej.

Przez kilkadziesiąt lat rewolucja kulturowa nie mogła rozwijać się w sposób tak zdecydowany jak obecnie. Nie było bowiem instrumentów, które ułatwiałyby i upowszechniały jej globalną promocję. Te narzędzia pojawiły się na dobrą sprawę dopiero w ostatnich trzech, a szczególnie ostatnich dwóch dekadach, za sprawą innej rewolucji, tj. rewolucji cyfrowej. To właśnie technologie cyfrowe spowodowały natychmiastowy, i łatwy dostęp do wszelkiego rodzaju informacji i możliwość nieograniczonego dzielenia się z nimi. Technologie te przyśpieszyły różne formy komunikacji masowej i interpersonalnej, uatrakcyjniając je możliwością szybkiego komentowania pozyskiwanych treści i wyrażania emocji. Umożliwiły także promocję określonych zjawisk i masową indoktrynację ideologiczną. Technologie cyfrowe poprzez niewątpliwe korzyści, które wniosły do przestrzeni ekonomicznej i społecznej, stały się nie tylko użyteczne ale też emocjonalnie atrakcyjne, pożądane.

Ten „powab” współczesnej technologii cyfrowej spowodował, że szczególnie kolejne młode pokolenia oddają się praktycznie bez reszty temu, co niesie siła i potęga multimediów, czyli możliwości połączenia tekstu, dźwięku i obrazu w przekazie, wraz z możliwością wejścia w interakcje z odbiorcą. Szczególnie atrakcyjna stała się możliwości rejestrowania i ujawnia osobistych przeżyć, nieustannego dzielenia się emocjami. Wynika to z naturalnej potrzeby i pokusy  przynależności do grupy i uznania. A takie pozory daje uczestnictwo w szerszej, cyfrowej zbiorowości. Co prawda uczestnictwa pośredniego ale jednak. To wszystko spowodowało, że z roku na rok coraz mniej kontaktujemy się bezpośrednio. Dialog i dyskusja w rozmowach zostały zredukowane na rzecz przekazywania sobie drogą pośrednią informacji i eksponowania emocji. Mniej używamy rozumu, coraz mniej oddajemy się myśleniu racjonalnemu, logicznemu opartemu o analizę rzeczywistości a nie fikcji. To jest bowiem trudne, wymaga wysiłku, jest „bolesne”, opóźnione, bo nie daje natychmiastowych odpowiedzi. Po co zatem analizować, argumentować, rozważać, jak można z Internetu i mediów społecznościowych szybko i łatwo pobierać gotową informację tekstową czy wizualną odpowiadającą naszym potrzebom i gustom. Współczesne technologie informacyjne – spowodowały to, że chociaż możemy łatwo korzystać z informacji masowej, wymieniać się nią, reagować na nią, to jej najczęściej nie analizujemy i nie weryfikujemy. Działamy w związku z tym coraz bardziej poprzez tak zwane myślenie emocjonalne, myślenie intuicyjne, jak nazywał je Daniel Kahneman – wybitny psycholog i noblista z zakresu ekonomii. W ten sposób redukujemy coraz bardziej procesy poznawcze; zdolność rozróżniania tego co rzeczywiste i fikcyjne, prawdziwe i nieprawdziwe, obiektywne i subiektywne, zależne i niezależne. Przez to tworzy się także pole do częstszego poddawanie się manipulacjom i kłamstwom.

Oczywiście u człowieka od zawsze przeważało myślenie emocjonalne nad racjonalnym, logicznym, zdroworozsądkowym. Jesteśmy przede wszystkim systemami emocjonalnymi. Emocje są naszym stałym bytem(zasobem ). Można nie mieć wiedzy, ale nie można nie mieć emocji. Obecnie jednak – na co zwracam uwagę w mojej książce – zmieniają się proporcje udziału emocji, czyli myślenia intuicyjnego i rozumu (myślenia logicznego) w podejmowaniu decyzji, w naszych zachowaniach i w naszych działaniach – na niekorzyść rozumu.

Do niedawna udział rozumu w analizowaniu rzeczywistości, faktów, związków przyczynowo -skutkowych, był dość istotny. Nie przeważał, bo górę brały częściej emocje, ale miał duże znaczenie przy podejmowaniu decyzji. Obecnie jednak na skutek gigantycznej eskalacji obrazu i dźwięku w komunikowaniu cyfrowym, wiele osób po prostu przestaje używać rozumu, przestaje myśleć logicznie, tylko reaguje. Czeka aż im ktoś coś zaproponuję, ułatwi im wybór, coś za nich zrobi. Ma być bowiem łatwo, przyjemnie i w ogóle „fajnie”.

Oczywiście nie ma w tym wszystkim świadomości, że to co dostajemy, jest najczęściej spreparowane, że to nie dzieje się za darmo. Fakt, że człowiek może korzystać w łatwy i pozornie nieograniczony sposób z Internetu, z mediów społecznościowych, okupiony jest określonym kosztem, z którego większość nie zdaje sobie sprawy.

Co ma Pan na myśli?

Tym kosztem jest pobieranie przez platformy cyfrowe nadwyżek behawioralnych, czyli „zawłaszczanie naszego zachowania”, poprzez monitorowanie i kontrolowanie naszych aktywności w sieci; ich analizowanie, formalizowanie, ich wycenianie i spieniężanie, po to, aby ostatecznie lepiej przewidywać nasze skłonności, potrzeby i zachowania. A przez to skuteczniej sterować naszymi zachowaniami, zwiększając skalę wpływu na nasze preferencje i wybory (ekonomiczne, edukacyjne, estetyczne, polityczne). Ostateczne korzystają z tego agencje marketingowe(reklamowe) i cała sfera biznesowa, o czym pisała Shoshana Zuboff w swoim dziele „Wiek kapitalizmu inwigilacji”(2020).

W efekcie komunikowanie się międzyludzkie, które wcześniej było ograniczone czasowo i przestrzennie – bo dokonywane poprzez kontakty bezpośrednie, dzisiaj odbywa się na drodze transmisji pośredniej – łatwej, ale niestety płytkiej i zawłaszczającej właściwie nasze umysły. Przestajemy działać, czyli zachowywać się w sposób celowo zorientowany. Koncentrujemy się zaś na zachowaniach, które są w większości bezrefleksyjne, oparte na reagowaniu na sytuacje na nie na projektowaniu i rozwiązywaniu sytuacji.

Stajemy się przedmiotami(odbiorcami) rzeczywistości cyfrowej a nie jej podmiotami(sprawcami). Dzisiaj media nie są w naszym posiadaniu, dzisiaj media posiadają nas; przestały nas otaczać, zaczęły nas osaczać.

Ta potężna siła, jaką wniosły technologie cyfrowe w przestrzeń społeczną, to ukształtowanie się globalnej cywilizacji cyfrowej jest w moim głębokim przekonaniu powodem skokowej ekspansji ideologii neo-marksistowskiej we współczesnym zachodnim świecie, a w ostatnich latach także w Polsce. Bez świadomości istnienia tych zależności nie sposób odpowiedzieć na pytanie: dlaczego w wymiarze społecznym dzieje się to, co się dzieje?.

Tutaj pełna zgoda, Panie Profesorze. Niejednokrotnie właściciele największych mediów tradycyjnych i społecznościowych wręcz chwalili się, że ograniczali zasięgi „niewygodnych treści” albo po prostu je cenzurowali. Tak się dzieje nie tylko na niwie politycznej, ale przede wszystkim ideowej, jak np. w przypadku ideologii gender, wokeizmu, aborcjonizmu etc. To jednak nie wszystko. Dzisiaj najważniejszą część informacji stanowi tytuł, który ma szokować, bądź slogan, który ma być zapamiętany – nawet jeśli jest fałszywy i nie ma żadnego związku z rzeczywistością. Istotne są emocje, najlepiej te najbardziej prymitywne. Jak w związku z tym zwykły, przeciętny człowiek ma się w tym wszystkim odnaleźć? Czy w takim świecie jest miejsce na używanie rozumu, skoro zewsząd jesteśmy bombardowani emocjami i impulsami?

Mechanizm zakłamywania i manipulowania rzeczywistości np. w polityce jest prosty: w piątek człowiek nie będzie pamiętał, co powiedział (lub powiedziano mu) w środę, ani tego, co przeżywał we wtorek czy robił w poniedziałek. Pamięć i myślenie mają zastąpić emocje i impulsy. Człowiek ma być ciągle aktywowany, trzeba mu narzucić szalone tempo przekazywania informacji zakłamujących rzeczywistość; ograniczyć mu możliwości i ochotę na ich weryfikowanie. Należy wyzwalać emocje, najlepiej skrajne. Z jednej strony: afirmacja, miłość, uwielbienie – z drugiej: złość, wrogość, nienawiść. A najlepiej spolaryzować te emocje w przekazie: my – oni, ułatwiając tworzenie „swoich” wyznawców, koterii politycznych ale też towarzyskich.

Niedawno zakończyłem moją bardzo bogatą, trwającą 50 lat działalność akademicką, wykładając w różnych środowiskach. Ponadto przez 25 lat prowadziłem własną firmę szkoleniową „Akademia Prezentacji”, pracując głownie dla środowisk biznesowych, międzynarodowych. To pozwoliło mi na przeprowadzenie kilku tysięcy wykładów, warsztatów, seminariów, projektów m.in z zakresu komunikacji interpersonalnej, wystąpień publicznych, budowania i rozwijania zespołów, doskonalenia kompetencji menedżerskich. Spotykałem się z przedstawicielami różnych pokoleń. W dużej mierze byli to ludzie nazywani pokoleniami cyfrowymi: pokolenie Y (osoby urodzone w latach 1981-1996), inaczej pokolenie millenium lub pokolenie millenialsów, i pokolenie „Z”(osoby urodzone w przedziale od 1996 do 2012). Obserwując ich zachowania, poznając ich preferencje, podejście do świata i życia, niestety nie jestem i nie potrafię być szczególnym optymistą. Oczywiście dotyczy to sfery społecznej, prywatnej, obyczajowej, nie sfery zawodowej. Szczególnie pokolenie najmłodsze zostało w dużej mierze pochłonięte przez technologie cyfrowe, zostało w dużej mierze przez nie sformatowane i ubezwłasnowolnione, choć jego przedstawiciele najczęściej tego nie dostrzegają, nie uświadamiają tego sobie.

Siła sprawcza dwóch makro-czynników kształtowania współczesnej przestrzeni społecznej, o których mówiliśmy, czyli rewolucji kulturowej i rewolucji cyfrowej jest ogromna. Cyfryzacja życia i indoktrynacja neo- marksistowska jest tak potężna i ogłupiająca, że trzeba rzeczywiście dużej wiedzy, świadomości, dużej niezależności w zakresie myślenia, żeby to wszystko ogarnąć i się temu nie poddać.

No właśnie – kluczem jest tutaj „niezależność”, prawda?

Tak. Niezależność jest kluczowa, żeby umieć przynajmniej próbować rozdzielić to, co jest kłamstwem, nieprawdą od tego, co kłamstwem nie jest; żeby móc wskazać, co jest kłamstwem, nieprawdą bądź manipulacją, a co jest prawdą.

Musimy zdecydowanie większy nacisk kłaść na tłumaczenie, objaśnianie pojęć „prawda”, „nieprawda”, „kłamstwo”, „manipulacja”. Zwykle ludzie tego nie rozróżniają, traktują jako synonimy. W omawianej książce starałem się te pojęcia objaśnić. Szerzej jednak odnosiłem się do tych pojęć i wynikających z nich konsekwencji w mojej ostatniej monografii naukowej pod tytułem „Perswazyjne komunikowanie się. Teoria i praktyka”(2024). Dość dokładnie próbowałem rozprawić się tam z pojęciami kłamstwa, prawdy, nieprawdy i manipulacji w zakresie komunikacji interpersonalnej, która jest i musi być komunikacją etyczną, moralną, a nie propagandą i indoktrynacją.

Niestety, dzisiaj, szczególnie świat polityki – chociaż od zawsze zakłamany, przez szereg nowych możliwości i uwarunkowań, o których mówiliśmy – ma praktycznie nieograniczone możliwości rozpowszechniania kłamstw i manipulacji. To odbywa się z różnym nasileniem cały czas. Człowiek, który nie zadaje sobie trudu, żeby zastanowić się nad tym, jak przekazywane komunikaty mają się do rzeczywistości, którą obserwuje i w której żyje; jak to się ma do faktów, które on dostrzega, –  poddaje się tej manipulacji kłamstwom i je przyjmuje.

Przy czym zdecydowana większość nie używa rozumu, tylko reaguje emocjonalnie…

No właśnie. Warunkiem koniecznym poddawaniu się manipulacjom i kłamstwom jest wyłączenie rozumu. Manipulatorzy nie lubią zatem ludzi myślących racjonalnie; próbują rozpalać emocje, bo przez nie wszystko przejdzie. Mają szerokie możliwości, gdyż w zbiorowości ludzkiej występują grupy o szczególnej dominancie emocji w swoich zachowaniach – podatni na manipulacje i kłamstwa . Są to: naiwni idealiści, głupcy, tchórze czy konformiści. Po drugiej stronie mamy zbiorowości, które chętnie po manipulacje i kłamstwa sięgają i je także np. w wydaniu mainstreamu lewicowo-liberalnego, akceptują, zdając sobie sprawę, z czym mają do czynienia. To oportuniści (karierowicze), kosmopolici, sprzedajni cynicy oraz nienawidzący, którzy reprezentują pojęcie i postawy nazywane ojkofobią, a więc jawnej zdrady i jawnego zaprzaństwa.

Analizując pojęcie samej głupoty określiłem ją jako właściwość zachowania, jako zmienną zależną od okoliczności, kontekstu. Głupota nie jest cechą, czyli zmienną niezależną jak np. kolor oczu, wysokość ciała, sprawność fizyczna czy iloraz inteligencji. Nie jest bowiem tak, że niektórzy zostają skazani wyłącznie na zachowania głupie, w tym na tolerancję i akceptację kłamstwa i manipulacji. Głupiec potrafi się zachowywać i działać od czasu do czasu rozsądnie i racjonalnie, tak jak człowiek mądry od czasu do czasu popełnia głupstwa.

Żeby człowiek mógł działać w sensie prakseologicznym, czyli działać w sposób sprawny(efektywny), musi wyznaczyć cel działania. Ten cel musi być dokładnie określony, czyli posiadać swój kierunek (co?), swoją wartość (ile?) i czas, w którym będzie zrealizowany(kiedy?). Czyli działanie to nie jest odruch, aktywność bezrefleksyjna, automatyczne zachowanie, emocjonalne reagowanie na zaistniałą sytuację Działanie sprawne to wyobrażenie nowej sytuacji praktycznej, która ma zaistnieć i zaplanowanie sposobu jej osiągniecia. To zaś wymaga namysłu, analizy, wysiłku i czasu. Podejmowanie działań związane jest z braniem odpowiedzialności za ich wynik(efekt). Wielu boi się odpowiedzialności, ewentualnego niepowodzenia. Nie koncentrują się zatem na tym, żeby coś zaprojektować, wymyślić, konsekwentnie zrealizować, żeby czegoś dokonać, a jedynie trwać w czasie teraźniejszym, reagować, przeżywać, coś robić dla samego robienia, dla doraźnej przyjemności. Planowanie, wysiłek, determinacją, konsekwencja, jakość, niezawodność – nie są dzisiaj modne. Dzisiaj modne są postawy hedonistyczne; ma być łatwo i fajnie, wszystkiego dużo i szybko. Eksponujemy zachowania, nie działania. Tylko dokąd to doprowadzi.

Oczywiście należy przy tym mieć świadomość, że to zachowania a nie działania są bytem stałym człowieka. Zgodnie z tezą Gregora Batesona sformułowaną kilkudziesięciu lat temu, człowiek zachowuje się cały czas (działa od czasu do czasu). Nie może się nie zachowywać, ponieważ obojętne, co zrobi i czego nie zrobi, co się powie i czego nie powie, przejawia jakieś zachowanie. Zatem brak jakiejkolwiek aktywności zewnętrznej też jest zachowaniem, które nie zwalnia z odpowiedzialności. Konformiści powiedzą: „Ja nic nie mówiłem(am), przecież ja tylko siedziałem(am) i się nie odzywałem(am). Ja nie mam z tym nic wspólnego, nie mogę zatem ponosić za to odpowiedzialności”. No więc właśnie to, że nic nie mówiłeś(aś), że się nie odzywałeś(aś), jest jednak przekazaniem określonego komunikatu w rozważanej sprawie.

Działanie, o czym wspomniano wymaga już namysłu, planu, określenia sposobu wykonania. Najczęściej wynika z percepcji zdarzeń, zjawisk, sytuacji i logiki. O ile percepcja łatwo kształtuje i określa kierunek odpowiadając na pytanie co?, o tyle logika (rozum) doprecyzowuje ten kierunek, określając sposób działania, odpowiadając na pytanie jak ?.

Głupota najczęściej kończy się na percepcji, postawach (emocjach) i zachowaniach. Logiki jest niewiele albo wcale. Głupotę społeczną można odnieść do zasady asymetrii w systemach probabilistycznych opartych o związki prawdopodobne (systemy społeczne i systemy biologiczne). a nie ścisłe czyli zdeterminowane(matematyka, systemy techniczne) Ta naturalna asymetria została wyrażona i opisana w słynnej zasadzie Vilfreda Pareto „80:20”.

Systemy probabilistyczne są słabo przewidywalne, oparte o skokowy a nie liniowy przebieg zjawisk – tak jak pogoda, zachowanie kibiców na stadionie, zachowanie tłumu na ulicy, ujawnienie potencjału człowieka – gdzie nigdy na pewno nie wiadomo, co się stanie. I tak samo jest z naszą głupotą, która bywa często nieprzewidywalna.

Wyjaśniając nieco zasadę asymetrii („80:20”) można powiedzieć, że w zbiorowościach ludzkich (systemy społeczne) zawsze będzie mniejszość, która będą miała bardzo istotny wpływ na przebieg zjawisk i procesów. Tak jest np. w każdej klasie, gdzie na dobrą opinii o tej klasie rzutują wyniki kilkorga najlepszych uczniów. Z kolei przeważającą złą opinię o klasie generuje tych paru najgorszych uczniów. Tak samo jest z popularnością. W każdej zbiorowości, największą popularność pozyskują (przechwytują) pojedyncze osoby. Dotyczy to też rozkładu bogactwa, gdzie tych niewielu ma bardzo dużo, a pozostałych bardzo wielu posiada bardzo mało, itd. Zawsze jest określona mniejszość, która wywiera największy wpływ na pozostała większość . Pozostała większość już nie mają takiej siły oddziaływania na kształtowanie się zjawiska (zdarzenia, sytuacji). W aspekcie rozważanej przez nas tematyki można powiedzieć, że w zachowaniach społecznych mamy do czynienia z mniejszą zbiorowością ludzi mądrych lub cynicznych, która ma dominujący wpływ na pozostałą zbiorowość naiwnych idealistów, głupich i konformistów. Przykładów wynikających z zasady „80:20”, można by przytoczyć bardzo wiele.

Jeżeli przyjmuje się taką interpretację głupoty, no to oczywiście w konsekwencji powiadamy, że „głupota nie wybiera”. Można mówić o głupich rodzicach, o głupich profesorach, intelektualistach, księżach, politykach, młodych, starych, kobietach, mężczyznach, wykształconych i niewykształconych.. Być może, taka interpretacja głupoty będzie dla wielu zaskoczeniem. Wielu z tym będzie się bardzo trudno pogodzić, ponieważ w powszechnej, ale nieprawdziwej interpretacji głupotę kojarzy się z niewiedzą, ale z tą niewiedzą teoretyczną i z brakiem wykształcenia. Ale w kontekście mojej, prakseologicznej interpretacji, to kompletnie nie jest tak. Prakseologia odwołuje się do prac fundamentalnych Arystotelesa i jego koncepcji mądrości praktycznej, która jest inaczej określana jako mądrość zdroworozsądkowa. To taki sposób zachowania i działania, w którym emocje potrafi się pogodzić z logiką i z rozumem w zależności od uwarunkowań sytuacji i przewidywania dobrych dla ogółu skutków. Używa się jednego i drugiego, a nie wyłącznie emocji czy przede wszystkim emocji, odwołuje się do rzeczywistości a nie do fikcji(utopii).

A zatem jeżeli ktoś nie spełnia tych kryteriów i wymogów mądrości praktycznej, to zachowuje się niemądrze, głupio. Spełnienie kryterium bądź kanonu mądrości praktycznej wiąże się z koniecznością analizy rzeczywistości, z koniecznością dokumentowania, analizowania i wyciągania wniosków z faktów. Jeżeli ktoś odrzuca czy ignoruje rzeczywistość a priori, no to trudno go nazwać człowiekiem mądrym, bez względu na posiadane wykształcenie. A zatem warunkiem sine qua non tej mądrości praktycznej jest odnoszenie się do rzeczywistości, a nie do utopii.

W utopii wszystko można sobie określić, ale utopia jak sama nazwa wskazuje, jest nierzeczywista i będzie nierzeczywista. Oczywiście utopia spełnia i spełniać będzie bardzo ważną rolę w zawłaszczaniu ludzkich umysłów – w tym, co dzisiaj, za sprawą ideologii marksistowskiej można określić inżynierią społeczną. A robi się to po to, żeby człowieka ubezwłasnowolnić, uprzedmiotowić, zawłaszczyć jego niezależność(wolność) i wykorzystać.

W kontekście tak rozumianej głupoty i zaprzaństwa najbardziej niewygodnym i niebezpiecznym człowiekiem dla mainstreamu liberalno-lewicowego jest człowiek myślący, krytyczny, wolny i niezależny. Człowiek niepodatny na kłamstwa, manipulacje i utopię; człowiek, którym nie można sterować. Stąd też, robi się wszystko, aby takich ludzi stygmatyzować, marginalizować, społecznie wykluczać.

Ostatecznie chodzi o władzę, jej zdobycie i utrzymanie oraz o korzyści materialne. Gdy na przykład poszukamy genezy pojawienia się tzw. „zielonego ładu”, jako jednej z ostatnich strategii współczesnego globalizmu to (ku zaskoczeniu bardzo wielu), cały projekt pojawił się niedawno, w 2019 roku. Ten projekt narodził się w USA, a wymyślił go bogaty informatyk z Doliny Krzemowej Saikat Chakrabarti w czasie kampanii do Kongresu. Z grupą współpracowników postanowił wypromować i wprowadzić do Kongresu Alexandrię Ocasio-Cortez – młodą, progresywną aktywistkę z Nowego Jorku. Po udanej kampanii został szefem jej personelu i wymyślił Green New Deal (Zielony Ład), poprzez który Alexandria Ocasio-Cortez ogłosiła, że jak się nie powstrzyma globalnego ocieplenia, to około 2030 roku Ziemię czeka zagłada. Pomysł podchwyciła Partia Demokratyczna, a później ten totalitarny projekt przywędrował do Unii Europejskiej.

Zielony Ład nie jest projektem ochrony klimatu. Głównym motywem powstania zielonego ładu było całkowite przestrojenie gospodarki, zupełne przestrojenie systemu ekonomicznego, przejęcie kontroli nad gospodarką po to, żeby pozyskać nowe gigantyczne korzyści finansowe.

Nie bez powodu dzisiaj mówi się o tych, którzy w dużej mierze kierują tym wszystkim jako o cyber-bogach czy cyber-panach. Ale tak na dobrą sprawę cały czas mamy do czynienia z mniejszością, która – poprzez wiedzę (technologie cyfrowe), bogactwo i władzę zawłaszcza emocje i umysły pozostałej większości i ją ogłupia.

To co Pan właśnie powiedział, świetnie podsumowuje słowa znajdujące się w pierwszym rozdziale książki. Oprócz emocji i impulsów, na co zwraca Pan Profesor uwagę w swojej pracy o ludzkim zachowaniu i działaniu, mają decydować popędy. Zwracali na to uwagę m. in. przedstawiciele Szkoły Frankfurckiej, o czym czytamy w „Głupocie i zaprzaństwie”.

Warto przywołać prace Ericha Fromma i Theodora Adorna, którzy bardzo silnie lansowali m.in. tezę rewolucji seksualnej po to, żeby uderzyć w rodzinę, w tradycyjne relacje rodzinne, związki kobiety i mężczyzny, instytucję małżeństwa. Jeśli się rozreguluje i rozbije te sfery, to łatwiej jest później prowadzić dalszą ekspansję rewolucji społecznej. Należy też wspomnieć wychowanka szkoły frankfurckiej Herberta Marcuse’a. Pracując w Stanach Zjednoczonych kontynuował wątek konieczności wyzwolenia seksualnego zapoczątkowany przez Fromma i Adorna. Marcuse w doskonały sposób wykorzystał bunt studentów w latach 60. XX wieku, by wcielić w życie teorię szkoły frankfurckiej. Pierwszą próbą wprowadzenia w życie koncepcji stworzonych przez szkołę frankfurcką była rewolucja kontrkulturowa (rewolucja obyczajowa) lat 60. XX wieku i powstanie nowej lewicy. Zarówno Marcuse, jak i inni przedstawiciele szkoły frankfurckiej (Adorno, Fromm), nowy proletariat rewolucyjny widzieli w zachodnich grupach buntowniczej młodzieży, mniejszościach etnicznych, seksualnych, kobietach, ruchach pacyfistycznych (hipposowskich), antynuklearnych, czyli we wszystkich grupach, które otwarcie sprzeciwiały się tradycyjnemu modelowi społeczeństwa i tradycyjnej kulturze. Marcuse uważał erotyczne realizowanie się człowieka za jedyną prawdziwą metodę wyzwolenia ludzkości.

Innym bardzo ważnym aspektem neo-marksistowskiej teorii krytycznej, o której warto wspomnieć była rewolucja dotycząca dziedzin związanych ze sztuką. Tutaj ponownie wielką rolę odegrał Theodor Adorno. Zaczęto lansować nowe podejście do sztuki. Stworzono pojęcie anty-sztuki, w której należało zanegować wszystko co dotychczasowe. Zburzono kanon estetyczny, zburzono kanon piękna. Zaczęto lansować brzydotę, wulgarność, obsceniczność, prowokację, a także tak zwane eventy, jako efekt założenia, że kultura tworzy się „w trakcie”, poprzez zdarzenia realizowane w czasie teraźniejszym. Anty-kultura, anty-sztuka, rewolucja seksualna to niektóre z elementów strategii współczesnych neo-marksistów.

W książce zwraca Pan uwagę, że te strategie układają się w pewien logiczny układ: zanegowanie prawdy – relatywizacja wszystkiego – zawłaszczanie języka etc.

W tym aspekcie ogromną rolę odegrał Jürgen Habermas, jeden z młodszych przedstawicieli szkoły frankfurckiej, który wprowadził pojęcie dyskursu, jako narzędzia uzgadniania i określanie prawdy. Według niego, prawda nie odwołuje się do rzeczywistości, do faktów, tylko prawdą będzie to, co określona wpływowa grupa ludzi uzgodni poprzez konsensus jako prawdę. To znaczy: „my ustalimy, że coś jest prawdą i uzgodnimy, że to będzie obowiązywać jako jedyny byt zwany prawdą”.

Mamy więc do czynienia z totalną relatywizacją wszystkiego, odrzuceniem kryterium obiektywizmu W ten sposób nauki społeczne zawłaszczyły sobie pojęcie prawdy, kierując się wyłączne aspektami ideologicznymi. Abstrahują od faktów empirycznych, wynikających z badanej rzeczywistości. Empiria przestała mieć dla nich znaczenie. Dzisiaj o płci nie może wypowiadać się genetyk, biolog, matematyk. Głos zabiera za to przedstawiciel nauk społecznych, ideolog, który powołuje się na wynik dyskursu: „to myśmy ustalili, ile jest płci; to myśmy ustalili co jest normalne, dopuszczalne, szkodliwe.

Rzeczywistość biologiczna , fizyczna, społeczna nas nie interesuje, ona nie ma znaczenia”, głoszą ci ludzie.

Oczywiście w ślad za tym poszła poprawność polityczna określająca kanon języka poprawnego i języka nienawiści, co redukuje dramatycznie możliwość nieskrępowanego wypowiadania się i wprowadza możliwość kryminalizacji niezależnego języka. To wszystko uzupełniają kolejne strategie współczesnego neo-marksizmu jak genderyzm, trans-humanizm i post-humanizm, wspomniany zielony ład, i migracjonizm . To są dzisiaj potężne narzędzia, które mają zdemolować dotychczasową cywilizację w aspekcie ontologicznym i pojęciowym(językowym) i obyczajowym.

W 1967 roku Rudi Dutschke sformułował swoje słynne założenie „marszu przez instytucje”. Według tej myśli, rewolucjoniści muszą zdobyć wszystkie instytucje, żeby zmienić społeczeństwo. To Dutschke za Gramscim głosił, że nie kapitał, nie strefa materialna i własnościowa są kluczowe, tylko właśnie instytucje. Jeśli zostaną opanowane, pozwoli to rewolucji kulturowej na przejęcie wychowania, kształcenia, kreowania aspektów estetycznych, obyczajowych. Ale kilkadziesiąt lat temu

nie było takich możliwości komunikowania się i masowego oddziaływania czy masowej indoktrynacji jak dzisiaj. Obecnie jest to działanie totalne poprzez technologie cyfrowe i dlatego cały proces odbywa się w sposób błyskawiczny. Dzisiaj nie obserwujemy liniowej eskalacji tych zjawisk, tylko skokową. To główna przyczyna gwałtownej ekspansji tego, co określiłem pojęciem głupoty i zaprzaństwa.

I tutaj dotknął Pan Profesor, moim zdaniem, kwestii kluczowej: bardzo często, osoby, które analizują rzeczywistość, próbują ją jakoś wytłumaczyć, skupiają się tylko na jednym aspekcie, jednym wycinku rewolucji. Dla jednych jest to ideologia gender, dla innych – transhumanizm, dla jeszcze innych – zielony ład, dla jeszcze innych – po prostu walka z religią, dla kolejnych – zrównoważony rozwój. Oni właśnie nie dostrzegają, że nie wolno na to patrzeć oddzielnie; że to wszystko są połączone elementy jednej wielkiej rewolucji. Jej celem – w moim przekonaniu – jest post-humanizm: wyeliminować tylu ludzi, ilu się da, bo „człowiek to rak ziemi”. Zostaną tylko „oświeceni” i kilku ich parobków, neo-niewolników. Czysta gnoza… To jest po prostu prawdziwe oblicze cywilizacji śmierci…

Zgadzam się z Panem redaktorem, gdyż większość z nas nie myśli systemowo, tylko patrzy na sprawy incydentalnie, fragmentarycznie. To, co Pan wymienił, to są strategie komplementarne. One się wzajemnie uzupełniają. Myśląc systemowo, musimy myśleć w sposób całościowy, holistyczny. Musimy dostrzegać wiele rzeczy naraz. Musimy widzieć równocześnie np. las i pojedyncze drzewo, i rozpoznawać istniejące pomiędzy tym drzewem i lasem wzajemne relacje. To nie jest łatwe, ale możliwe.

Jeżeli neo-marksiści(całe środowisko lewicowo-liberalne) którzy prowadzą w tej chwili rewolucję kulturową, będą dalej w tym tempie eskalować swoje działania próbując w sposób totalny zawładnąć ludźmi, ich poczuciem wolności i niezależności poprzez „poprawność polityczną”, poprzez ich formatowanie, a z drugiej strony poprzez kryminalizowanie zachowań i działań niezgodnych z ich założeniami ideologicznymi, to się doczekają rozpadu tego systemu. To będzie nieuniknione, choć może trochę potrwać. Prawdopodobnie czeka nas jeszcze wiele różnych, także dramatycznych wydarzeń, ale to się skończy, bo utopia nie może trwać wiecznie.

Dziękuję za rozmowę.

Tomasz D. Kolanek

Źródło: Marksizm kulturowy i rewolucja cyfrowa – mieszanka wybuchowa, która niszczy cywilizację – PCH24.pl